Szukaj na tym blogu

wtorek, 19 maja 2015

47. Trylogia fonetyczna, cz.3: Mysz w kontenerze. O korygowaniu pomyłek w wiekach XIX-XXI

Mysz w kontenerze nie zawsze jest mała Mysz w kontenerze nie zawsze jest mała.

Tym felietonem kończę tryptyk o zupełnie niepotrzebnej kontrowersji dotyczącej odczytów smoleńskiego rejestratora dźwięku w kokpicie (CVR). W wyniku bojaźliwości polskich ekspertów od elektroakustyki i fonologii proszonych o komentarz oraz pospiesznej oceny zagranicznego fonologa i językoznawcy nie mającego w czasie udzielania wywiadu dostatecznej wiedzy o nagraniach analogowych na taśmach CVR, doszło do publicznego rozprzestrzenienia przez Gazetę Wyborczą nieprawdziwych wiadomości. Najciekawsze jednak było to, co działo się później i jak kontrowersja została (jak sądzę) rozwiązana.

Aby ogarnąć zasięg i istotę kontrowersji, musimy zajrzeć do Gazety Wyb. z 14 kwietnia 2015r.

Wywiad z dr Frenchem
Opublikowany tam został wywiad 'Trudna nauka po Smoleńsku' dziennikarza GW Jacka Krywko z prof. Peterem Frenchem, dotyczący jego oceny działań polskiego zespołu biegłych uczestniczących w postępowaniu wstępnym na temat katastrofy ze skutkiem śmiertelnym dla 96 osób pod Smoleńskiem. Dr French jest prywatnym przedsiębiorcą prowadzącym od dawna znaną firmę świadczącą usługi prawnicze (audiologiczne ekspertyzy sądowe) i prezesem założonego przez siebie i kolegów Międzynarodowego Stowarzyszenia Akustyki i Fonetyki Sądowej. Wykłada też czasami na uniwersytecie York, gdzie istnieje jego strona sieciowa. Jak widać z niej, jest specjalistą od dialektów, analizy rozmów, a także psychologii mowy dziecięcej. Jest też znanym lingwistą i akustykiem sądowym, człowiekiem który potrafi rozpoznać z dokładnością do hrabstwa i miasta miejsce urodzenia rozmówców angielskojęzycznych na podstawie dialektów ich mowy zarejestrowanej w nagraniach (angielski dziennikarz, który poddał się sam próbie, zaświadczył o tej zdolności).
Dr French nie jest elektroakustykiem, dźwiękowcem, sound engineer (reżyserem dźwięku), specjalistą od nagrań jako takich. Okazało się to w tej aferze dużo dobitniej, niż p. French na to zasługuje. Został niechcący wciągnięty w wir smoleński. Kiedy dowiedział się o tym do czego politycy wykorzystali jego wypowiedzi, był bardzo zdziwiony.

Dlaczego zatem udzielono w GW głosu Frenchowi, językoznawcy? Przecież głównym pytaniem miała być techniczna kwestia użycia przez WPO wysokich częstotliwości próbkowania. Na to pytanie odpowiada we wstępie do wywiadu red. Krywko, żaląc się na niepowodzenie swych krótkich poszukiwań odpowiednio wykwalifikowanego rozmówcy, który mógłby ocenić metody pracy zespołu biegłych WPO (warszawskiej Wojskowej Prok. Okręgowej), prowadzącej śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania katastrofy tupolewa w dn. 10.40.10. Po prostu, nikt inny nie zechciał.

"Żyjemy w kraju, w którym nikt nie chce publicznie, zgodnie ze swą fachową wiedzą odpowiedzieć na pytanie o sens używania jednej częstotliwości próbkowania pliku audio zamiast innej. Fachowcy obawiają się, że niezależnie od tego, co powiedzą, któraś ze stron "politycznego sporu" natychmiast obrzuci ich błotem.
Rozmowa z jednym z najwybitniejszych brytyjskich ekspertów w tej dziedzinie nie jest naszym wyborem. Jest smutną puentą narodowej histerii otaczającej katastrofę pod Smoleńskiem. Jeszcze trochę i z każdym technicznym pytaniem trzeba będzie wydzwaniać do Waszyngtonu."

Tak, to prawda (poza sugestią, że rozmówca jest jednym z najwybitniejszych ekspertów w dziedzinie "używania jednej częstotliwości próbkowania pliku audio zamiast innej"). W kraju ludzie lękają się powrotu IV RP i macierewiczowskiej inkwizycji. Ale i poza granicami nie jest łatwo kogoś namówić na komentarz. Wiem nieoficjalnie, że p. Krywko próbował przed kontaktem z Frenchem dowiedzieć się czegoś w niektórych europejskich i amerykańskich komisjach badania wypadków lotniczych. Bez skutku. Zapewne z ulgą odkrył więc, że French bardzo udzieli wywiadu.

W tym wywiadzie śmiało, lecz bez zapoznania się z materiałami i dowodami sprawy, którą komentuje, dr French stosuje zdolność (właściwą wymyślonej przez A. Conana Doyle'a postaci detektywa z Baker Street) do rozwiązywania trudnych spraw na podstawie absolutnie minimalnych danych. Pyta dziennikarza o to, jaki jest nominalny zakres częstotliwości gwarantowany przez producenta CVR, uzyskując odpowiedź: od 300 Hz do 3,4 kHz. Na podstawie tych dwóch liczb, nie fatygując się by przeczytać zał. 8 do opinii kompleksowej biegłych WPO o którym jest bądź co bądź mowa (kiedy i jak? po polsku?), dr French dochodzi zbyt szybko do wniosku, że poza tym zakresem CVR nie przenosi użytecznej informacji. Stąd już mały krok to kwiecistego porównania zastosowanej w 2014 r. w Moskwie metody próbkowania z częstotliwościa 96 kHz jako użycia kontenera do przechowywania myszy, w domyśle - jako działania w zasadzie dyletanckiego, niepotrzebnego, choć w sumie niegroźnego:

"JK - Pańskim zdaniem specjaliści wykonujący pierwsze kopie nie popełnili błędu?
PF - Nie. Postąpili zgodnie z zasadami sztuki.
JK - Zatem błąd popełniła ostatnia ekipa?
PF - Konwersja do pliku o jakości 24 bit/96 kHz z pewnością nie zaszkodzi. W tym wypadku, zważywszy na źródło, zakres przenoszonych częstotliwości jest jednak absurdalnie szeroki. To trochę jak przewożenie myszy w kontenerze przeznaczonym dla słonia. Kontener jest olbrzymi, ale mysz nie zrobi się od tego większa. Wokół niej pozostanie masa wolnej przestrzeni.
Nie nazwałbym tego błędem - dźwięk nie stanie się od tego gorszy. Natomiast twierdzenia, że dzięki temu wypowiadane słowa stały się wyraźniejsze, są moim zdaniem wyssane z palca. To przeczy podstawowym zasadom akustyki."

Skandaliści
Prześmiewcze porównanie myszy i kontenera i wszystkie zwroty w rodzaju "wyssane z palca", "zakres absurdalnie szeroki", specjaliści IES "postąpili zgodnie z zasadami sztuki", "to przeczy zasadom akustyki" będą natychmiast, w ciągu paru godzin, wychwycone przez szarlatanów smoleńskich, którzy uznają, że reprezentująca wg nich władze i inne okropności III RP gazeta strzeliła sobie w stopę i niechcący ujawniła głupotę i przekręty śledztwa smoleńskiego.

Cytuję typowe doniesienie:

"Macierewicz: prokuratura wojskowa kłamie, oszukuje i mataczy
Wydrukuj
15.04.2015
Antoni Macierewicz uważa, że prokuratorzy prowadzący śledztwo smoleńskie powinni zostać natychmiast odsunięci od śledztwa. „Zwracam się do prokuratura Andrzeja Seremeta, żeby zdymisjonował prokuratorów wojskowych odpowiedzialnych za śledztwo ws. katastrofy smoleńskiej. To jest ostatni moment, w którym oni powinni odejść, bo będzie z nich jeszcze większa szkoda, niż ta, którą do tej pory zrobili” – tłumaczył w Telewizji Republika Antoni Macierewicz. Wyjaśniając co skłania go do wystosowania takiego apelu szef zespołu badającego przyczyny tragedii smoleńskiej wyjaśnia: „Ta prokuratura kłamie, oszukuje, mataczy od samego początku”.
Wskazał na zamieszczony "Gazecie Wyborczej" wywiad z prof. Peterem Frenchem prezesem międzynarodowego stowarzyszenia akustyki i fonetyki sądowej, który podkreśla, że nie można sformułować rzetelnej opinii o emocjach pilotów, jeżeli dysponuje się jedynie nagraniami głosów. French wskazuje również, że podniesienie częstotliwości nagrania nie poprawia jego jakości zapisu. Takie tezy prezentowała natomiast prokuratura wojskowa.
„To jeden z najwybitniejszych znawców tej dziedziny. Ta opinia jest miażdżąca dla prokuratury i dla wszystkich zwolenników 'pancernego Artymowicza'” – uznał Macierewicz."

To tylko jeden przykład. Inny jest tutaj. Odbyło się wiele konferencji prasowych, wypowiadał się też prezes partii PiS J. Kaczyński ("Doszło w ostatnich dniach do zabiegu wyjątkowo wręcz skandalicznego, mianowicie nieudolnie sfałszowana taśma czy dokładnie odczytanie taśmy zostało potraktowane poważnie") i wielu innych, młodszych od niego adeptów religii smoleńskiej.

W rzeczywistości, stosowanie metodologii opisanej w załączniku do opinii kompleksowej WPO nie tylko nie było błędem, ale pozwoliło odtworzyć, zlinearyzować nagranie po raz pierwszy w sposób poprawny, nie masakrując informacji zapisanej na taśmie CVR. Nawet nieco polepszyć tzw. stosunek sygnału do szumu, przez korelacje z dokładnością 10 mikrosekund i dodanie dwukrotnych odczytów. Pozwoliło to skorygować i rozszerzyć stenogram rozmów, odczytać niektóre wcześniej niezrozumiałe frazy. Moje dwa poprzednie felietony linkowane poniżej omawiają to dokładniej.

Dylemat Fridmana, albo co robić gdy ktoś jawnie błądzi
Wielokrotnie w dziejach ludzkości wygłaszano publicznie nieprawdę, niekoniecznie zdając sobie z tego sprawę. Pytanie, jak należy się wtedy zachować. Załóżmy, że wiesz, iż dr X, być może nawet osoba znana publicznie, popełnia jakiś naprawdę istotny błąd faktograficzny lub pojęciowy w swym publicznym wystąpieniu. Może publikuje błąd w artykule naukowym, a może 'tylko' opowiada głupstwa w wywiadzie radiowym. Boisz się, że to zamąci w głowach wielu ludziom - nie możesz tego tak zostawić, chcesz by błąd był skorygowany. Słusznie! Ale jak. Co robisz?

Dawno dawno temu, przed ponad stu laty, pewien nieznany urzędnik trzeciej rangi w szwajcarskim urzędzie patentowym opublikował w znanym żurnalu fizycznym jedną niezrozumiałą teorię, potem drugą. Coś o względności czy bezwzględności - nikt tego i tak z początku nie czytał, a jak czytał, to nie rozumiał. Prawie nikt. W końcu jednak nieliczni przejrzeli na oczy i teorię Einsteina uznano, z wielkimi zresztą oporami, w środowisku fizyków. Jego teoria pola grawitacyjnego z 1915 r. (ogólna teoria względności) jest tak trudna technicznie, że nie jest wykładana na pierwszych latach studiów uniwersyteckich do dzisiaj. W Polsce bywa, że studenci kierunków mat-fiz poznawali ją, ale dopiero na piątym roku, który potem po europejsku zlikwidowano. Rozwiązać jej centralne równania to sztuka wymagająca nie tylko znajomości matematyki, ale i dużego wyczucia fizyki. Nawet Einstein nie uzyskał sam pewnych podstawowych rozwiązań. Jednym z pierwszych, komu udało się w oparciu o równania Einsteina powiedzieć coś odkrywczego o Wszechświecie i jego zachowaniu jako całości - czy musi być stacjonarny, czy też może się kurczyć lub rozszerzać i jak konkretnie - był carski naukowiec Aleksandr A. Fridman (po ang. i niem. piszemy: Alexander A. Friedmann). W czasie I w.św. był pilotem myśliwców bombardujących, zresztą bombardował Przemyśl, rejestrując jak najdokładniej w celach naukowych trajektorie zrzucanych bomb. Znał się dobrze na aerodynamice i stworzył podstawy statystycznej teorii turbulencji - te właśnie dziedziny rozwinął wykorzystując zrzucanie bomb do weryfikacji swej teorii. Po wojnie i rewolucji trochę podróżował, po czym osiadł w Piotrogradzie jako dyrektor instytutu meteorologii. W 1922 r. zaczął publikować rozwiązania równań kosmologii.

Z pomocą przyjaciela-fizyka w 1924 r. opublikował w Zeitschrift für Physik (Vol. 21, pp. 326–332) wyprzedzający epokę artykuł "Über die Möglichkeit einer Welt mit konstanter negativer Krümmung des Raumes" (O możliwości świata ze stałą ujemną krzywizną przestrzeni). Jako pierwszy na świecie wykazał tam możliwości dodatniej, zerowej lub ujemnej krzywizny czasoprzestrzeni i odpowiadającej temu ewolucji wszechświata. Mimo tego osiągnięcia i mimo, że Einstein znał jego prace, Fridman został kompletnie zignorowany na zachodzie, jak i na wschodzie (żydowsko-imperialistyczne teorie względności nie były mile widziane za Stalina). Dopiero w ciągu ostatniego ćwierćwiecza niesprawiedliwość dziejową naprawiono, i teraz popularna metryka czasoprzestrzeni nosi pełną nazwę Friedmann-Lemaitre-Robertson-Walker (FLRW), gdyż faktycznie np. prace Robertsona i Walkera były aż o dekadę późniejsze.

Co ciekawe, Einstein był w tamtym czasie wielkim przeciwnikiem wszystkiego, co odnosiło się do rozszerzających się lub inaczej ewoluujących wszechświatów i po zapoznaniu się z artykułem Aleksandra, Albert nie omieszkał dość ostro skrytykować go w tymże żurnalu, w którym wszyscy liczący się fizycy publikowali. Jednak, jak jeszcze wiele razy w dalszym życiu, Einstein nie miał racji. Stąd u Fridmana pojawił się wielki dylemat - jak spowodować, aby uczony poprawił swój błąd? Czy zaatakować Einsteina publikując odpowiedź na jego bezpodstawną krytykę? Czy też zawiadomić o błędzie, ba, o żenującej wpadce wielkiego uczonego, prywatnie. Wybrał to drugie rozwiązanie, zgodnie z etyką naukową XIX wieku, nie stosowaną dziś powszechnie. W liście, który dr Einstein otrzymał z opóźnieniem, bo podróżował już jako znany fizyk aż do Japonii, Rosjanin prosił go by zapoznał się z jego wyjaśnieniem, a jeśli uzna, że nie miał racji, aby wtedy publicznie, w Zeitschrift für Physik, zamieścił notę prostującą nieporozumienie.

Albert Einstein zrobił to. Zrobił, ale w zakończeniu listu do redakcji dopisał, że mimo swego błędu i niesłusznej krytyki, nie widzi wielkiego zastosowania (w domyśle: wielkiej wagi) wyników Fridmana. Na szczęście dla swej reputacji wśród potomnych, wielki uczony tuż przed wysłaniem listu skreślił to zdanie. Kilka lat później, E. Hubble zaobserwował przez największy teleskop tamtych czasów rozszerzanie wszechświata, które do końca wieku opisywano metryką FLRW.

Rozwiązanie kontrowersji dot. wypowiedzi dr. Frencha
Miałem miesąc temu dylemat Fridmana. Przyznam, że nie wiedziałem czy robię dobrze. Okazało się jednak, że stosując etykę nauki XIX-wiecznej postąpiłem najlepiej, jak można było. Napisałem do dr. Frencha email, korespondowaliśmy jakiś czas. Wskazywałem w raporcie WPO konkretne ilustracje i wyjaśniałem co mówią o zawartości i zakresu częstotliwości sybilantów w nagraniu CVR. To sprawa bardzo prosta dla specjalisty i dr French pojął wszystko w mig. Namawiałem go na szybkie sprostowanie. Tak się nie stało, bo French chciał nieco dokładniej poznać pewne apskty nagrań. Po zastanowieniu, zdecydował się odpowiedzieć publicznie na krytykę (oczywiście nie tylko moją; wystarczy zobaczyć komentarze pod wywiadem z 14 kw.; wiem, że jeden z blogerów salonu24 też pisał emaile).

Od profesora usłyszałem, że wystosował wczoraj na adres redaktora naczelnego GW list, komentując kwestię zawartości informacji w wysokich częstotliwościach. Tłumaczony teraz przez GW tekst, dn. 22 maja nie był jeszcze dołączony do elektronicznego wydania wywiadu, ale ma to się stać lada dzień. A wiec i dr French zachował się najuczciwiej, jak mógł w obecnej sytuacji i redaktorzy GW postąpili, jak trzeba. To jakiś mały sukces, że potrafimy się wszyscy zachować. W polityce takich przypadków prawie nie ma. Czy założymy się o to, że politycy PiS nadal będą kłamać w tej sprawie?

Dr French nie powinien był, wg mnie, wypowiadać się w kwietniu przed poznaniem wielu ważnych faktów, za szybko ferował osąd polskich biegłych. Można zaryzykować twierdzenie, że było to niezgodne z normami jego zawodu. Podważa się tym zaufanie do innych biegłych, siebie i swojej profesji. (W Polsce mógłby być nawet skreślony z listy biegłych sądowych za powoływanie się na to, że jest biegłym w innej sprawie, poza sądem). Jeśli chodzi o: podstawy technik nagrań analogowych, jak próbkować i dlaczego (jakie częstości próbkowania są konieczne do nowoczesnej obróbki cyfrowej, zwłaszcza korelacji i dodawania osobnych nagrań), o obecność bądź nieobecność filtrów przy takich nagraniach, ich stromiznę zbocza, czyli to wszystko co trzeba by wiedzieć o sprzęcie i technikach obróbki dźwięku, by móc się wypowiadać o zawartości informacji o wysokiej częstotliwości w CVR, to nabrałem przekonania, że profesor tych spraw nie znał z własnej praktyki. Nawet jeśli zapomnimy o teorii zapisu magnetycznego - to sybilanty do 12.5 kHz po prostu widać w opublikowanych widmach w opinii biegłego WPO; biegli więcej ich usłyszeli, niż w dawnych nagraniach. Biegły, który brał udział w nagraniach w ubiegłym roku, tak porównuje różnicę między odsłuchem nowych nagrań CVR z dawnymi: "jakby watę z uszu wyjąć". W zobaczeniu tego w postaci graficznej nie pomógł fakt, że osie wykreślonych w załączniku 8 do opinii WPO były raczej nieczytelne (orginał załącznika został zeskanowany).

Korespondowałem także z red. Krywko, który wg mnie również nie postąpił najbardziej profesjonalnie. Napisał 19 kwietnia br. następną notkę w GW, w której oburza się na wykorzystanie jego wywiadu do brutalnej walki politycznej przez posła Macierewicza. Jednak i tam znajdują się stwierdzenia o nagraniach, które są ewidentnie nieprawdziwe (powtarza nieprawdę, że biegli WPO mylili pasmo zapisywane z przenoszonym przez odtwarzacz). Redaktorowi byłoby łatwo swą wypowiedź zwyczajnie sprostować w gazecie, ale nie spieszył się z tym, moim zdaniem wprowadzając w błąd czytelników (już tym razem świadomie). Warto pamiętać o regule porządnego dziennikarstwa zachodniego - cokolwiek raportujemy, dajemy szansę stronie o cokolwiek podejrzewanej wypowiedzieć swą wersję wydarzenia lub opinii. W tym przypadku pomogłoby to bardzo, ale prowadzący wywiad nie planował zapytać rzecznika prokuratury ani biegłych osobiście. Przy dobrych chęciach było to jak najbardziej wykonalne, jako że inni dziennikarze (a nawet blogerzy niesprzyjający śledztwu WPO) w innych sprawach potrafili to zrobić i uzyskać odpowiedzi.

Kontrowersja była zatem trywialna (lub jak kto woli idiotyczna, wyssana z palca, ale nie prokuratorskiego). Dość długo nie sprostowana, nie posłużyła prawdzie. Została wykorzystana przez znany zestaw kłamców smoleńskich, kontynuujących swoje polityczne disco-polo na grobach.

Liczyłem, że dr French weźmie przykład z dr Einsteina i nie zawaha się przyjrzeć sprawie i przyznać do błędu. Sądzę, że niemal dosłownie to zrobił, w formie, którą uważał to za właściwą i akceptowalną. Za to należy się mu moje spore uznanie. Za odwagę intelektualną, za nieuciekanie od problemu, od dyskusji i za napisanie listu do red. Michnika z uwagami wyjaśniającymi w zasadzie sprawę, dopuszczając teraz celowość znacznie wyższej, niż w odczytach MAK, CLK i IES częstotliwości próbkowania CVR. (Do absolutnie pewnego potwierdzenia wersji podanej przez WPO, musiałby mieć dostęp do pełnych danych, które pozostają niejawne, pełnych gwarancji nie mógł więc w swym liście dać). Jestem pewien, że widząc kontener, nie będzie więcej zakładał, że ktoś niedoświadczony wybrał się łapać nim myszy. Na pewno także będzie dokładniej zapoznawał się z pracą, na temat której jest proszony o wyrażenie opinii.

W skrócie, uważam kontrowersję za zasadniczo rozwiązaną i to w sposób, który zaakceptowaliby Fridman i Einstein.

Globalizacja Smoleńska?
Nie wiem, czy mieli rację ci, którzy kiedyś czarno widzieli perspektywę racjonalnej dyskusji na temat Smoleńska między sektą wybuchów "izobarycznych", a bardziej fachowymi ludźmi, miło mi w każdym razie, że dyskusja z Europejczykami może być nieudawana i wyjaśnić ewentualne sporne kwestie. Z tego punktu widzenia, jesli ZP dąży do globalizacji swych dywagacji smoleńskich, to skończy się to kolejnym olbrzymim zawodem tych faszywych proroków zamachu, już opuszczonych przez wszystkich liczących się naukowców, inżynierów, a zwłaszcza ludzi związanych z lotnictwem w Polsce._________________
Link do felietonu #1
Link do felietonu #2

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz